sobota, 27 listopada 2010

Konkurs dla spostrzegawczych

Wiele, wiele lat temu. W odległej, odległej galaktyce... grywało się w pewną grę. Kto nie grywał ten trąba, ale wiem, że się takowego nie znajdzie. Dziś dane mi było zagrać w tą samą grę, ale w innej konwencji. Spostrzeżenie podobieństw i różnic pozostawiam Wam!

niedziela, 21 listopada 2010

KB#16 Rzemiosło tworzenia

Kiedyś byłem zapalonym graczem. Uczestniczyłem we wszystkich możliwych sesjach, tworzyłem bogate życiorysy postaci, wyszukiwałem symboli i powiązań ze światem gry. Wszystko ku uciesze moich MG, którzy potem mieli łatwiejsze zadanie przy tworzeniu scenariusza. I choć dziś czynię to z równym entuzjazmem, to odkrywam w sobie coraz większą ochotę do mistrzowania i kreowania światów, settingów i historii. Aczkolwiek wiąże się z tym pewien proces, którego jeden z etapów przysparza w obecnych czasach wiele bólu i zgrzytania zębów. Ów czasy chorują na deficyt... wolnego czasu, w którym to chciałbym spisać swój scenariusz, dopieścić go fabularnie i narracyjnie oraz wprowadzić porządek do struktury zapisu, zamiast chaosu i kolorowych tabeli. 

piątek, 12 listopada 2010

Tekken XXL

Ostatnio rozegrał się prawie pasjonujący pojedynek. Wiele na jego temat mi opowiadano, rodziłem wielkie nadzieje. Wszystko uwiecznił komentarz w niepublicznym nagraniu.


W zasadzie odczuwam potrzebę zmiany telefonu dla lepszej jakości nagrań. Poza tym wystarczy, żeby dzwonił.

sobota, 6 listopada 2010

Ecce homo bez dopalaczy

Po tym, a jakże, kontrowersyjnym tytule należą się wyjaśnienia. W zasadzie mogłem notkę nazwać na tysiąc innych sposób, bo tak też działają na mnie przytoczone poniżej stymulanty neuronowe, akcelerujące moje neurony i łechtające podświadomość, nadświadomość i w końcu samą świadomość.

piątek, 5 listopada 2010

TFU 2, tfu tfu

Fajny trailer, co nie?


Szkoda, że na tym się kończy. Uwaga, mogą się zdarzyć spoilery, ale uwierzcie, że jeśli przeczytacie, to na pewno nie zagracie.

Historia generalnie jest dobrze znana. Vader znajduje cudowne dziecko, które robi takie rzeczy, że nawet samemu Yodzie się nie śniło. Część pierwsza na PC była, delikatnie mówiąc, monotonna - wysiadłem w 1/3 trasy. Inaczej prezentowała się na PSP, gdzie zapierała mi dech w piersiach i była maksymalnie grywalna (3 razy przeszedłem). Od razu, kiedy jesteśmy przy PSP a PC i II cz. gry to na komentarz zasługuje finałowa walka.

PSP: gracz vs. Lord Vader a następnie Darth Sidious w bardzo interaktywnym środowisku (rzucanie pojemnikami, zniszczenia obiektów, dużo latających przedmiotów, wymagana finezja i myślenie podczas starcia)

PC TFU 2 : gracz vs. Lord Vader i liczne zastępy klonów głównego bohatera w mało interaktywnym środowisku (platformy, możliwość rzucania pustymi pojemnikami do klonowania, najlepsza strategia: uderzać ile wlezie).

W ogóle śmieszna sprawa. Grę zaczynamy z przeświadczeniem, że jesteśmy klonem bohatera z pierwszej części, który miał zostać zabity przez Vadera. W trakcie gry okazuje się, że niekoniecznie jest to prawda, ale koniec końców przychodzi nam się zmierzyć z armią "nas". "Nas" w dużym cudzysłowie, bo kiedy się do nich zbliżamy to Marek mówi:
- Fffuuuu, czuję ich wielką Moc! On stworzył całą armię! Są potężni!

Być może, ale poruszają się niczym paralitycy, wyglądają niczym paralitycy i doskonale nadają się do bicia i regenerowania zdrowia. A zatem okazuje się, że nie tak łatwo sklonować Jedi i chyba nie do końca jesteśmy klonem.

Pamiętamy, że jest to część druga. Nim zacząłem grać obejrzałem kilka gameplayów i w jednym z nich autorzy powiedzieli coś takiego:
- Wow, to druga część! Chcieliśmy jakoś wyraźnie to zaznaczyć i dlatego wyposażyliśmy naszego bohatera w dwa miecze świetlne! Wow!

Wow, rzeczywiście...szkoda tylko, że nasz bohater stracił umiejętność posługiwania się jednym mieczem, np. gdy drugi gdzieś się zagubi po rzuceniu w przeciwnika. A miecze lubią się gubić notorycznie, może nie dwa na raz, ale pojedynczo na pewno. Jesteśmy wtedy praktycznie bezbronni i trochę osieroceni. Moc nas opuszcza. Ale są dwa miecze i trzeba przyznać, że ładnie świecą na wiele kolorów.

Obiektywnie rzecz ujmując, w TFU 2 pograłem w niedzielne popołudnie (2h), czwartkowy wieczór (1h) i piątkowy poranek (30 min). Końcówka gry była taka jak powinna być: zły lord Sithów został pokonany, bohater zwycięża i dostaje kobietę. Bo głównie o tą ostatnią rozchodzi się cała fabuła. Klon lub nie-klon Jedi, przeszukuję galaktykę w poszukiwaniu swej ukochanej, którą oczywiście porywa Vader. W te 3 - 4 h zwiedzimy 2 albo 3 planety, pokonamy 3 bossów (niezła ilość, jak na taki czas gry) i przyjdzie nam przeprowadzić okręt międzygalaktyczny przez atmosferę i skierowanie go w placówkę eugeniczną na Kamino (tam się produkowało klony). 

Niecierpliwym zdradzę, że będzie trzecia część. Ja skończyłem grę wybierając jasną stronę Mocy - ocaliłem Vaderowi życie, a następnie z uśmiechem wyruszyłem wraz z blondynką na podróż po galaktyce. Rozczarowujące zakończenie. Ostatnia walka rozczarowująca. Gra sama w sobie też, aczkolwiek patent ze starym Jedi, który od tygodnia był uwięziony na arenie gladiatorów i walczył o życie 24/7 jest warty odnotowania.

Walki z bossami bez polotu. Nawet nie trzeba się silić na własne rozwiązania. Wszystko zostanie podpowiedziane. Walki ze szturmowcami dają tyle samo radości, jak zawsze. Jest się dla nich bogiem, który w mgnieniu oka odbiera życie, ale nigdy go nie daje. Przeciwnicy poza tym są strasznie głupi i przewidywalni. Nie ma kombinowania w tej grze, często wszystko się skupia do jednego klawisza i energicznego uderzania weń. 

Dygresja: Bardzo rozśmieszył mnie motyw, kiedy musiałem naładować mocą wielkie działo i wyglądało to mniej więcej tak:
Tylko muza gorsza w grze była.

Myślałem, że w TFU2 bardzo brakuje mi walk z konkretnymi przeciwnikami. Fajnie robić ze szturmowców miazgę za każdym razem, ale czekałem na jakiś konkret. Vader wydawał się być kimś takim, ale walka z nim sprowadziła się do wiadomo czego... Żal. W pewnym momencie zacząłem zastanawiać się, dlaczego tak źle się w to gra. Oto kilka powodów:

1. To nie jest Jedi Knight: Outcast
2. To nie jest Jedi Academy.

As simple as that. Nie można biegać po ścianach. Nie można rzucać ciałami poległych (creepy). Nie ma stylów walki mieczem. Nie ma walki jednym mieczem! Nie ma przyspieszenia ruchów ani skoku mocy. Nie ma innych Jedi/Sithów po drodze, z którymi można prowadzić wyrównane pojedynki. Nie ma finezji, jest tylko Moc spuszczona z łańcucha, bez artyzmu, bez pomysłu.

Kiedy kilka dni temu Morth zapytał mnie:
- Ile dajesz?
Powiedziałem mu w zasadzie bez wahania, a było to między niedzielnym a czwartkowym graniem:
- Z 7.
Też się zdziwił, że tak dużo, ale nie spodziewałem się takiego końca i takiej sztampy do samego końca. Dziś oceniam tą grę na: Szkoda czasu, w te 3-4 h możesz napisać połowę scenariusza czy inny koncept art dla PD.


czwartek, 4 listopada 2010

Wzzz, czyli "Uwertura Sithów"

Na Piotrków Dungeon ani widu, ani słychu "Chatki Leomunda" z ostatniej sesji w Gwiezdne Wojny, więc postanawiam zabrzęczeć coś tutaj. Jest późno (ostatnio dużo sypiam), to był kolejny stresujący dzień, a zatem darujmy sobie zbędne ozdobniki i niech zagrają świetlne miecze. Wiolonczele.